Prowadzę w tym roku bardzo aktywną, zdolną i energiczną grupę przedszkolaków. Czasami muszę się nieźle nagimnastykować, żeby utrzymać ich w ryzach, ale nie zamieniłabym ich na inną ekipę, gdyż dają mi to co chyba my lektorzy lubimy najbardziej: szybkie i widoczne postępy, namacalne efekty naszej pracy. Moja grupa maluchów, z którą zaczęłam pracować około 6 miesięcy temu, już próbuje się ze mną SPONTANICZNIE KOMUNIKOWAĆ wykorzystując poznane słówka i środki językowe oraz… swoją wyobraźnię (a ta, jak wiadomo, w wieku lat pięciu, sześciu, nie ma granic).

Postanowiłam pokusić się na analizę tych szybkich postępów i według mnie trzy główne czynniki sprawiają, że dzieci zaczynają używać języka obcego jako narzędzia do komunikacji (a jest to zawsze mój nadrzędny cel w nauczeniu, bo co nam z dziesiątek mechanicznie zakojarzonych słówek, z których dziecko nie jest w stanie zbudować zdania, ani zastosować w odpowiednim kontekście?

 

1. NO POLISH

Konsekwentnie trzymamy się zasady „NO POLISH.” Na zajęciach dzieci nie mogą mówić po polsku, no chyba, że ładnie poproszą: „Can I speak Polish?” Oczywiście jak się pewnie domyślacie jest to pytanie, które opanowują perfekcyjnie jako jedno z pierwszych. Bardzo szybko też ich ogromna potrzeba komunikacji sprawia, że pojawiają się małe perełki typu:

S: Can I speak Polish?
T: No, I’m sorry, not now.
S: Yyyy… Teacher, teacher… I’m toilet.
T: You mean: Can I go to the toilet?
S: YES!

 

2. ROBOCZY HAŁAS

Nasze lekcje nie są ciche. Staram się tak planować zajęcia, aby zawsze była interakcja nie tylko między mną, a grupą, ale również między uczniami. Dlatego moje sześciolatki pracują w parach, bawią się w zabawy wymagające współpracy w grupie, czasami nawet urządzamy „bezpieczną rywalizację” (czyli rywalizację w grupach zakończoną remisem). Na zajęciach bywa wtedy głośno i nawet jeśli czekający pod drzwiami rodzice pytają co się działo, to odpowiadam: „Proszę Państwa, Wasze dzieci prowadziły swoje pierwsze rozmowy po angielsku!” Rozmowy wyglądają mniej więcej tak (przykładowy dialog między uczniami podczas zabawy w restaurację):

S1: Hello.
S2: Hello.
S1: Please tomato soup.
S2: No tomato soup. Igor kupił.
S1: Please ice cream.
S2: This?
S1: Yes. Thank you! Bye bye!

Jak widać nie zawsze do końca poprawnie, nie zawsze w 100% po angielsku, ale sukces komunikacyjny jest pełny! No i umówmy się –  w ten sposób dziecko jest już w stanie poradzić sobie za granicą 😉 Grunt to się nie bać i działać, a każda odegrana podczas zajęć scenka powoduje wzrost nie tylko uczniowskiej kompetencji językowej (szczególnie jeśli czujny lektor co nieco wyłapie i poprawi), ale również pewności siebie.

 

3. GŁUPOTKI

To zdecydowanie motywuje moje dzieci najbardziej! Dbam o to, aby na naszych lekcjach pojawiało się bardzo dużo DZIECIĘCEGO humoru. A co podoba się dzieciom? Często zupełnie inne rzeczy niż nam, dorosłym. Hitem w mojej grupie w tym roku jest słowo UNDERPANTS, czyli po prostu majtki. Poznaliśmy je podczas nauki słówek związanych z ubieraniem się i zdecydowanie rozkręciło ono moją grupę. Często odbywamy takie dialogi:

T: What are you wearing?
S1: I’m wearing underpants! Ha ha ha.
T: Ask Tomek.
S1: Are you wearing underpants?
S2: No, I’m not! Ha ha ha.
T: Ask Zosia: What coulour….
S3: What colour are your underpants? Ha ha ha…

Śmiechu co niemiara, eksplorujemy te majtki w kółko, a tymczasem dzieci nie zdając sobie z tego sprawy, posługują się czasem Present Continuous i utrwalają nie tylko zdania twierdzące, ale także przeczenia i pytania! Oczywiście poznajemy również inne części garderoby, ale tak długie i skomplikowane dialogi interesują ich tylko z wiadomo czym… Kurtki i spodnie – nuda, majtki rządzą!

Drugim rodzajem „kontrolowanych głupotek” jakie praktykuję na zajęciach jest łączenie słów z różnych działów, które na pozór do siebie nie pasują, w zabawny (dla dzieci) sposób. Jakiś czas temu poznaliśmy czasownik CAN i utrwalaliśmy zdania z jego użyciem. Siedzieliśmy w kółeczku, a ja zamodelowałam pytanie łączące poznane przez dzieci czasowniki i przedmioty w klasie:

T: Jaś, can you sleep on the clock?
S1: Ha ha ha! No, I can’t!
T: Ask Tosia.
S1: Can you jump on the window?
S2: No! Can you fly on a vacuum cleaner?
S3: No!!! Can you sleep in a bin?

I tak dalej…. I zapewniam, że mogą tak długo.

Warto czasami lekko odpuścić i zamiast wojskowej musztry pozwolić dzieciom na nieco szaleństwa, wolności, „roboczego hałasu.” Na dziecięce głupotki. Na pewno nas zaskoczą tym jak pięknie i kreatywnie są już w stanie posługiwać się językiem obcym!

Podobają Ci się te pomysły? Podziel się artykułem – UDOSTĘPNIJ – dzięki!