Zapewne są rodzice, którzy zastanawiają się, czego można oczekiwać od dziecka, które ma dwa, trzy lub cztery lata i uczęszcza na zajęcia języka angielskiego. Co właściwie takie małe dzieci, które czasami ledwo klecą zdania w języku polskim, mają wynieść z zajęć angielskiego?

Naturalnie warto zadać sobie takie pytanie zanim wyślemy dziecko na zajęcia. Bo jest bardzo prawdopodobne, że nasze oczekiwania rozmijają się z oczekiwaniami naszej pociechy. Co więcej, możemy zupełnie nie zauważyć pozytywnych efektów, które dają dziecku zajęcia i pochopnie uznamy, że nie mają one większego sensu.

Na początek, jak u Hitchcocka, wywołam być może dla niektórych trzęsienie ziemi. Potem będzie już tylko ciekawiej.

Od najmniejszych dzieci nie oczekujmy ŻADNYCH efektów językowych.

W porządku, mamy to już za sobą i pewnie pojawiło się w waszych głowach wiele pytań: Ale jak to? Dlaczego? Gdzie tu w ogóle jest sens zapisywania malucha na zajęcia z angielskiego, skoro i tak nic z nich nie wyniesie?

Od razu więc zaznaczę, że nie napisałem, że Maluch nic z zajęć nie wyniesie. Chodzi mi tylko o oczekiwania dotyczące efektów językowych.

Jeśli na przykład na zajęciach, w obecności innych rodziców i dzieci, zaczniemy regularnie wywierać na dziecko presję, żeby coś powiedziało, to przede wszystkim może zaburzyć to jego naturalną ciekawość i motywację do nauki. Z perspektywy stricte językowej naszym celem w tych pierwszych latach jest oswojenie dziecka z nauką nowego języka. Umożliwiamy mu obcowania z językiem w przyjaznym dla niego środowisku i to zupełnie wystarczy. Robimy tak po to, żeby za jakiś czas złapało bakcyla i samo chciało się uczyć angielskiego (albo np. japońskiego, czemu nie?).

Zaufaj dzieciom. One potrafią więcej niż myślisz.

Dobrym analogicznym przykładem mogą być tu szkoły pływania dla niemowląt i małych dzieci. Sam chodzę z córką na zajęcia basenowe od ósmego miesiąca jej życia. Jedynego, czego oczekuję po tych zajęciach to tego, żeby dobrze czuła się w wodzie. Żeby ją polubiła. Nie zależy mi, żeby właściwie machała nogami, czy składała ręce do kraula. Te konkretne umiejętności opanuje, kiedy sama zapragnie się ich nauczyć. Ale żeby tego naprawdę chciała, musi dobrze i swobodnie czuć się w wodzie i zwyczajnie lubić chodzić na basen.

Jeśli spojrzymy w ten sam sposób na zajęcia językowe dla najmniejszych dzieci, to możemy potraktować je jako budowanie fundamentu do dalszej samodzielnej nauki. Tym fundamentem jest poznanie i polubienie samych zajęć języka angielskiego.

Zadbajmy zatem przede wszystkim o to, żeby dziecko miało z zajęć frajdę.

Na koniec zdradzę Wam pewną tajemnicę… My też z tego skorzystamy. W końcu uśmiech dziecka rozbraja najbardziej zestresowanego rodzica.

O co pytać dzieci po zajęciach i jak się ma do tego filozofia rodzicielska RIE przeczytacie w kolejnym odcinku Akademii Rodzica.


O Autorze:

Tomasz Smaczny popularyzator filozofii rodzicielskiej RIE (czytaj raj) i zaangażowanego ojcostwa. www.TastyWayOfLife.com.

Pomysłodawca pierwszego niezależnego programu dla świeżo upieczonych rodziców www.Pierwsze100dnizMaluszkiem.pl.