Zapisujemy naszego maluszka na pierwsze w jego życiu zajęcia językowe. Pieczołowicie wybrana szkoła i metoda nauczania, w misiowej teczce świeżutkie książki i płyty, entuzjazm i podekscytowanie, które udziela się dziecku. Pierwsza lekcja i…

„Bez mamy nie wchodzę!!!”

… i klops.

Bardzo często najmłodsze dzieci (2 – 3-latki), które rozpoczynają naukę angielskiego w naszych akredytowanych centrach (zazwyczaj na kursie Teddy Eddie START), nie mają żadnego doświadczenia ze zorganizowaną nauką w grupach. Dzieci w tym wieku nie chodzą jeszcze do przedszkola i rozstanie z rodzicem w drzwiach sali lekcyjnej jest dla nich (i co tu ukrywać, dla rodziców też!) niezwykle trudne. Korzystając z mojego doświadczenia jako metodyka i lektora Teddy Eddie, ale również mamy dziecka, które nie chciało samodzielnie wziąć udziału w kilku(nastu) pierwszych zajęciach, postaram się coś doradzić.

Dlaczego chcemy, aby dzieci uczestniczyły w zajęciach bez rodziców?

W pracy z maluszkami, widzimy, jak bardzo rożni się ich zachowanie w momencie, gdy rodzic jest „obok”, od tego, gdy dziecko zostaje samo z grupą. Na start mały kursant w towarzystwie najbliższej osoby czuje się pewnie, dodaje mu to odwagi, dzięki czemu jest w stanie spróbować czegoś nowego. Dlatego nigdy podczas pierwszych zajęć nie wymuszamy na rodzicach pozostawienia dziecka, które czuje się nieswojo, stawia opór czy płacze z niepokoju przed nieznanym. Natomiast bardzo szybko widzimy, że obecność rodzica zaczyna blokować dziecko przed rozwojem językowym oraz społecznym. Maluch w pierwszej kolejności zawsze będzie kierował swoją uwagę na rodzica (zamiast na lektora czy inne dzieci). To u niego będzie szukał odpowiedzi na swoje pytania czy potrzeby, a lekcja będzie przypominała wspólne oglądanie programu w telewizji. Oczywiście nie o to nam chodzi! Wiemy, że dzieci uczą się podczas działania, ruchu, aktywizujących zabaw i przede wszystkim – budując relację z lektorem, a tą trudno nawiązać, będąc przyczepionym do maminej nogi.

Co radzimy?

Przede wszystkim żadnych rozwiązań siłowych, wszystko krok po kroku! Kluczowe jest obserwowanie dziecka i dialog z osobą prowadzącą zajęcia.

PRZYGOTOWANIE DZIECKA DO PIERWSZYCH (I WSZYSTKICH KOLEJNYCH) ZAJĘĆ

Zachęcamy do rozmów z dzieckiem przed rozpoczęciem kursu i tłumaczenia, na czym polegają lekcje (Pani i Miś będą się z wami bawić! To zabawa dla dzieci, nie dla mamy!). Zapewniajmy, że mama czy tata zawsze czeka na nie tuż przy wejściu do sali czy szkoły. Dziecko musi rozumieć, gdzie jest rodzic i mieć pewność, że zawsze, w każdej chwili, może to sprawdzić (i pewnie czasem będzie!).

PRZYGOTOWANIE SIEBIE (DO PIERWSZYCH I KOLEJNYCH ZAJĘĆ)

Jeśli w początkowej fazie wchodzimy z naszą pociechą na lekcję, przyjmijmy strategię „rodzic ninja”. Na czym ona polega? Otóż rodzic powinien zająć miejsce z boku sali, być obecny, ale raczej na zasadzie dodatkowego mebla niż drugiego prowadzącego. Rodzic ninja nie wchodzi w interakcję ze swoim dzieckiem, ewentualnie zachęca (ale nie przymusza) malucha do dołączenia do kółeczka, do innych dzieci, do obserwowania lektora. Musimy odrzucić pokusy typu „ach, raz z nimi potańczę w kółeczku, to Marysia zobaczy, co ma robić” czy „powtórzę po lektorce te kilka słów, bo mój Kuba na pewno nie zrozumiał”, nie mówiąc już o przynoszeniu jedzenia, picia, czy ulubionych zabawek w celu zachęcenia dziecka. Takie zachowania spowodują, że lekcja, inne dzieci, Miś Teddy Eddie i pani lektor nigdy nie będą w centrum uwagi malucha, a o to nam chodzi!

BACZNE OBSEROWANIE DZIECKA I WYŁAPANIE MOMENTU NA WYJŚCIE

Bacznie obserwujmy zachowanie dziecka na pierwszych lekcjach. Jeśli już po kilku spotkaniach podchodzi do lektora i innych dzieci, zaczyna brać aktywny udział w tym, co się dzieje, na dodatek praktycznie nie zerka w naszym kierunku – to zdecydowanie sygnał na opuszczenie sali od kolejnego spotkania. Pochwalmy malucha za odważne zachowanie, powiedzmy, że jest duży, samodzielny i może zostać z panią i misiem, a my będziemy tuż obok. Całusek wsparcia przed wejściem, czy piąteczka mocy i… koniecznie wielka pochwała po lekcji, jeśli próba została uwieńczona sukcesem.

A MOŻE TAK… SPRYTEM?

Czasami bywa tak, że dziecko, któremu przed lekcją komunikujemy, że ma zostać same, za nic nie chce na to pozwolić – moment oderwania od rodzica przed lekcją je przerasta. Mamy na to rozwiązanie „stopniowe”. Rodzic jest obecny na zajęciach, ale na ostatnie pięć minut przed końcem komunikuje dziecku dyskretnie (tak „na ucho”), że musi wyjść do toalety i za moment wróci. Wychodzi i wraca na ostatnią piosenkę. Po zajęciach chwalimy ten moment, kiedy maluszek poradził sobie sam, a kolejnym razem próbujemy „wyjść do toalety” na dłużej i tak aż do skutku!

W GRUPIE SIŁA!

Jako metodyk nadzorowałam grupę 3-latków, które już świetnie odnajdowały się na zajęciach, brały udział w lekcji, ale wciąż nie chciały zostawić rodziców poza salą. Razem z wszystkimi rodzicami ustaliliśmy wspólną strategię „wyjścia”. Gdy zaczynała się piosenka końcowa, dobrze już grupie znana, powiedzieliśmy dzieciom, że rodzice chowają się za drzwiami i kiedy zaśpiewamy „Bye-bye” to wejdą – taka zabawa. Dzieci na nią przystały, więc kolejnym razem rodzice „schowali się” na dwa ostatnie elementy lekcji. Tak przedłużaliśmy czas, aż doszło do tego, że rodzice zostawali poza salą.

OCH TA SINUSOIDA…

Podczas pracy z najmłodszymi obserwujemy często chwilowy zanik nabytych już umiejętności. Zdarza się, że dziecko bierze już aktywny udział w zajęciach, śpiewa, pokazuje i odpowiada, aż tu nagle (zazwyczaj po przerwie spowodowanej chorobą lub przerwą świąteczną) wszystko się „cofa” i maluch znowu siedzi z boku i odmawia współpracy. Tak samo jest z zostawaniem samemu na zajęciach… nawet kiedy się uda, to czasami stare nawyki wracają. Zachęcamy tutaj przede wszystkim do cierpliwości i zrozumienia małego człowieka oraz do podejmowania kolejnych prób. Na pocieszenie dodam, że kolejne „wyjście rodzica z sali” zajmuje już zdecydowanie mniej czasu i podchodów!

A kiedy w końcu się uda?

Och, to jest cudownie! Pomijając odzyskany czas, gdy możemy w spokoju poczytać książkę czy sprawdzić wiadomości w telefonie, siedząc w wygodnej poczekalni, zamiast w siadzie skrzyżnym w rogu sali, musimy pamiętać, jaki dobry wpływ na dziecko ma taka samodzielność! Buduje pewność siebie, ułatwia zadzierzgnięcie więzi z innymi dziećmi, uczy zachowań społecznych w grupie. Ułatwia też skupienie uwagi na treści lekcji i osobie lektora, budując w ten sposób relację z lektorem – pani zastępuje przecież na ten moment mamusię. Przygotowuje dziecko do udziału w innych tego typu zajęciach, ułatwi separację z rodzicem, kiedy dziecko zacznie uczęszczać do przedszkola. Bezwzględnie też pozwoli maluchowi lepiej nauczyć się języka!

 


Autorką artykułu jest Ola Komada – współautorka metody Teddy Eddie, lektor, metodyk, mama dwójki dzieci. Jest dyrektorem metodycznym firmy Edu Bears, gdzie pilnuje stałego rozwoju firmy, we wszystkich kierunkach.

Masz jakieś pytania? Napisz do autorki: ola.komada@edubears.pl.

Więcej o metodzie Teddy Eddie dowiesz się tu: https://edubears.pl/teddy-eddie/, a najbliższe akredytowane centrum metody Teddy Eddie znajdziesz na mapie tu: https://edubears.pl/lokalizacje/.