Od jednego słówka do płynności językowej

Każda wielka podróż zaczyna się od małych kroków. Wszyscy znamy to zdanie, prawda? I mimo, że nie zawsze nas cieszy, jak bardzo jest prawdziwe, to jednak musimy się z nim pogodzić. Czy chcemy uprawiać więcej sportu, czy zdrowiej jeść, czy więcej czytać, jeśli założymy sobie zbyt ambitne cele, polegniemy w boju. „Od jutra NIGDY już nie zjem chipsów”. Mhm, czy aby na pewno? „W sobotę przebiegnę półmaraton”. Ostatni raz, kiedy w ogóle biegłam, to było do autobusu, który zresztą odjechał.

 

Tak po prostu się nie da.

To, co możemy zrobić, żeby osiągnąć nasze długofalowe cele, to wypracować w sobie odpowiednie nawyki, które dzień po dniu nas do nich przybliżają. W literaturze fachowej podaje się bardzo różną liczbę dni potrzebnych na ugruntowanie jakiegoś zachowania, ale najczęściej mówi się o trzydziestu. To nie jest bardzo dużo, prawda? Żeby jednak być w stanie robić coś regularnie przez 30 dni, musimy spełnić kilka warunków. Nie może to być coś, co wymaga od nas dużej ilości czasu czy rewolucji w naszym planie dnia. Powinno to być działanie zaplanowane, najlepiej według kryteriów co? kiedy? jak? No i na koniec – zwiększymy szanse powodzenia, jeśli ta czynność będzie dla nas zwyczajnie przyjemna.

Jak to się ma do nauki języka i tego, co dziś chciałabym zaproponować? Otóż chciałabym, żebyście spróbowali metodą małych kroczków zwiększyć wielokrotnie ekspozycję waszych dzieci na język angielski. I to nie tylko bierną, ale również taką, gdzie będą miały m o t y w a c j ę, żeby z własnej inicjatywy poznawać kolejne wyrazy i frazy.

Po pierwsze, plan.

Zrób sobie dobrą herbatę, usiądź z kartką papieru w jakimś spokojnym momencie, i pomyśl, jak wygląda komunikacja między tobą a dziećmi. Co najczęściej do nich mówisz? Co one mówią do Ciebie? Skoncentruj się na tych momentach, w których to one o coś cię proszą. Jeśli potrzebujesz inspiracji, pobierz dołączony do tego wpisu pdf z przykładowymi wyrażeniami. Możesz go modyfikować według tego, jakie rozmowy odbywają się w waszym domu. Lista gotowa? Podkreśl w takim razie 3-5 fraz, które są niezbyt trudne do wypowiedzenia w języku angielskim, pojawiają się często w waszych rozmowach, a jeśli to możliwe: są połączone z prośbami, które kierują do ciebie dzieci (na początek wystarczy nawet samo słówko poproszę, Please). Jeśli potrzebujesz wsparcia językowego, pamiętaj, że translator Google poda ci nie tylko prawidłowy zapis, ale również przeczyta wpisane zdanie. Możesz także budować wasz „słowniczek” korzystając na przykład z darmowej aplikacji do tworzenia fiszek Quizlet, która również ma opcję odsłuchu.

 

Czas na zakomunikowanie zmian.

Powiedz dzieciom, że od dzisiaj wprowadzacie małe zmiany. Od teraz polskie słowo Poproszę traci swą magiczną moc, i jeśli chcą coś od ciebie dostać, muszą powiedzieć Please. A później już tylko trzeba konsekwentnie tego od nich wymagać. Metody są różne, albo przypominanie wprost („Mieliśmy nie mówić proszę, tylko…?”), albo wybiórcza głuchota, ważne, żeby to jedno słówko czy zdanie rzeczywiście zafunkcjonowało w naszym codziennym języku po angielsku. Nie zapomnij pochwalić dziecka za każdym razem, kiedy podejmie próbę komunikacji w języku obcym. Ta faza trwa tak długo, aż nie stanie się to dość naturalne, zwykle około tygodnia.

 

Nowe wyzwania.

Po tym czasie możecie poszerzyć portfolio o kolejne frazy. Na początku zabawy proponuję brać na tapet pojedyncze zdania, i dodawać je do tych, które już są „w użyciu”.  Z czasem można na raz wprowadzać dwie-trzy nowości. Warto stopniowo podnosić poziom złożoności zdań i zacząć korzystać z fraz-wytrychów, czyli takich, które przydają się w wielu sytuacjach. Dobrym przykładem jest Can I have…?, które można w wielu sytuacjach uzupełnić rozmaitymi rzeczownikami. Świetnie, jeśli dziecko je zna i powie Can I have a cookie?, ale jeśli usłyszymy Can I have a lalka?, to też koniecznie nagrodźmy dziecko za próbę komunikacji. Taka mieszanka językowa, tzw. ponglish, to ważny etap pracy dla małego mózgu. Dziecko uczy się jak działa język, i jakie klocki semantyczne można zamieniać w poszczególnych zdaniach, wyczuwa, że słowo określające tę konkretną zabawkę powinno w wypowiedzi pojawić się właśnie tutaj. Jeśli możemy podrzucić mu angielski odpowiednik, to świetnie. Można też wspólnie sprawdzić to słówko w słowniku. Ale jeśli nie ma takiej możliwości, bez stresu, przyjdzie jeszcze czas, w którym dziecko się go nauczy. Najważniejsze, że zaczęło próbować komunikować się po angielsku w takim zakresie, w jakim w tej chwili jest w stanie.

 

Dodatkowa motywacja.

Kiedy już sama zabawa językiem nie jest ekscytująca, można dodać do niej element punktacji. Jako tablica wyników niech posłuży nam na przykład słój. Umawiamy się, że za każdym razem, kiedy angielski pojawi się u nas w domu, dokładamy do niego jeden „punkt” – spinacz, guzik, kolanko makaronu. Proporcje słoika do wielkości punktu powinny być takie, żeby napełnienie go nie trwało pół roku, bo to może maluchy zdemotywować. Kiedy słój będzie pełny, należy się nagroda: nie koniecznie kolejna zabawka, równie dobrze podziała spacer z mamą czy tatą, dodatkowe pół godziny na ulubionym placu zabaw, albo wspólna wyprawa do kina.

 

Można z czasem wprowadzić osobną punktację dla każdego członka rodziny.

Następnym etapem są punkty ujemne za skuchy – kiedy ktoś użyje słówka z „puli angielskiej” po polsku, druga osoba zaznacza jej skuchę umówionym sygnałem, np. zadzwonieniem dzwoneczkiem czy naciśnięciem piszczącej zabawki, i punkt ze słoika pierwszej osoby trafia na konto drugiej. To bardzo pomaga w mobilizacji!

 

Dodatkowe korzyści.

Kiedy angielski wejdzie nam w krew, możemy podnosić niemal w nieskończoność stopień trudności zadań. Korzystać z dłuższych fraz, przygotowywać osobną listę wyrażeń dla każdej osoby w domu, które musi „odhaczyć” w ciągu tygodnia, wyznaczać frazy tygodnia czy miesiąca, które przez ten czas są wyżej punktowane. Ogranicza nas tylko własna wyobraźnia. Niepostrzeżenie budujemy z dziećmi komunikację w języku obcym bez bariery, relacje oparte na naszym „tajnym języku” i wspólnej nim zabawie, i zwiększamy ilość wartościowego czasu, który spędzamy z naszym potomstwem. To wszystko bardzo szybko zaowocuje i na płaszczyźnie edukacyjnej, i relacyjnej w rodzinie.

Naprawdę warto spróbować!

 

Kliknij w obrazek i pobierz darmową grę planszową!

Powyższe pomysły możesz również obejrzeć w nagraniu na Facebooku Teddy Eddie TUTAJ🙂

Pomysły przedstawione w niniejszym artykule są inspirowane metodą DeDomo stworzoną przez dr Grzegorza Śpiewaka. Więcej o metodzie na stronie https://edubears.pl/teddy-eddie/dedomo/.


Autorką artykułu jest Sonja Górniak – absolwentka Iberystyki na Uniwersytecie Warszawskim. Była kursantką na Uniwersytecie w Cambridge, tam też zdobyła dyplom Proficiency. Przez lata specjalizowała się w kursach in-company, a zupełnym przypadkiem kilka ładnych lat temu zaczęła uczyć dzieci i okazało się, że pokochała to całym sercem. Obecnie jest metodykiem Edu Bears i od kilku lat szkoli, nadzoruje i inspiruje do praktykowania uważności lektorów.

Więcej o metodzie Teddy Eddie dowiesz się tu: https://edubears.pl/teddy-eddie/, a najbliższe akredytowane centrum metody Teddy Eddie znajdziesz na mapie tu: https://edubears.pl/lokalizacje/.