27 maja 2024
Większość współczesnych rodziców zdaje sobie sprawę, że język obcy jest narzędziem, bez którego ciężko wyobrazić sobie przyszłość ich dzieci. Rozważają tylko kiedy rozpocząć naukę, no i przede wszystkim: gdzie? Szukając najlepszego rozwiązania, zastanawiają się przede wszystkim, czy lepiej postawić na kurs czy lekcje indywidualne. Te ostatnie kuszą wygodą, bo często lektor przyjedzie nawet do domu czy odbierze dziecko ze szkoły, ceną, oraz tym, że cała lekcja będzie w stu procentach dedykowana potrzebom jednego ucznia. Powinno więc być to optymalne rozwiązanie. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej.
Żeby kurs dla dziecka był efektywny, musi być dobrze przemyślany. Nie zobaczymy efektów, jeśli nasza pociecha będzie uczyła się z przypadkowo dobranych materiałów, nie będzie powtarzania, utrwalania i głębokiego przetwarzania poznawanych treści. A korepetytora, który pisze na początku roku przemyślany program na kolejnych dziesięć miesięcy ze świecą by szukać. Nie mówiąc już o tym, że nad tymi najlepszymi metodami pracuje sztab specjalistów, są wielokrotnie poddawane testom i krytycznej ocenie zanim trafią do końcowego klienta, i ciężko wyobrazić sobie, że poradzi z tym sobie jedna samotna osoba. Zwykle ma ona pomysł na kilka lekcji do przodu, a dobra szkoła językowa potrafi pokazać ścieżkę kształcenia językowego dziecka aż do poziomu biegłości językowej!
Dobry kurs to także dostęp do narzędzi multimedialnych opracowanych do konkretnego programu, czyli mówiąc prosto: do atrakcyjnych prac domowych, bo przecież chyba nikt nie ma złudzeń, że języka można się nauczyć mając z nim kontakt dwa razy w tygodniu. Ważne, żeby uczeń mógł na bazie poznanych słów i zwrotów pracować regularnie również w domu. A najlepiej, żeby jeszcze przy tym wyśmienicie się bawił!
Nie zapominajmy także, że w szkole językowej lektor podlega regularnej ocenie metodyka, który podpowiada mu jak doszlifować warsztat, aby maluchy osiągały jak najlepsze efekty. Na zajęciach indywidualnych brak jakiegokolwiek nadzoru, a rodzic, w końcu niekoniecznie ekspert od języka i nauczania, nie może ocenić, czy stosowane techniki są skuteczne i zgodne ze współczesną glottodydaktyką. Co więcej, często nie może nawet ocenić kompetencji lektora w zakresie posługiwania się samym językiem.
To, że dziecko pracujące indywidualnie skupia na sobie całą uwagę lektora również nie jest dobre – podczas zajęć maluch ma prawo poczuć się zmęczony i mniej aktywnie uczestniczyć w jednym czy drugim zadaniu. Ba, jeśli mówimy o dzieciach najmłodszych, lub po prostu nieśmiałych, nierzadko przechodzą one przez tzw. okres cichy (ang. silent period), w którym jeszcze nie odzywają się w języku obcym. W przypadku zajęć indywidualnych oznacza to, że o żadnej nauce nie ma mowy – w grupie takie dziecko, będąc nadal w sali, przysłuchując się rówieśnikom, przyswaja biernie bardzo dużo słownictwa i struktur. Każdy lektor ma na koncie historię malucha, który wydaje się nie włączać w zabawy, a po jakimś czasie wychodzi spod przysłowiowego stołu (czasem dosłownie!) i pokazuje, że wiele się już biernie nauczył.
Korepetycje to także bardzo często miejsce ukrzesłowienia dzieci, a nie zapominajmy, że kilkulatek nie jest gotowy ani psychicznie ani fizycznie do długotrwałego siedzenia. Potrzebuje ruchu, zmiany, i uczy się metodą reagowania całym ciałem (ang. TPR – Total Physical Response). Zaimprowizowane miejsce pracy korepetytora rzadko pozwala na odpowiednią organizację przestrzeni.
Nie pracując w grupie dziecko nie korzysta również z kolejnego ważnego dla siebie aspektu nauczania, czyli przyswajania języka poprzez zabawę, bo sytuacja bawienia się z obcym dorosłym jest po prostu sztuczna.
Poza tym, nauczyciel bawiąc się z dzieckiem na przykład w sklep, będzie starał się zrozumieć za wszelką cenę, pomagał zbudować wypowiedź, a przecież nie tak wygląda później prawdziwa komunikacja – trzeba się dogadać tymi słowami, które się zna, czasem podeprzeć się mimiką czy gestem. I taka interakcja pojawi się w parze dziecko-dziecko. Tylko w grupie pojawiają się także naturalne konteksty, których nie ma w trakcie lekcji 1:1. Mowa tu o metajęzyku grupy, prośbach, poleceniach i negocjacjach, które w dwuosobowym kontekście nie występują.
Bez rówieśników ciężko również o punkt odniesienia i ustalenie, czy przyrost wiedzy naszego malucha następuje w odpowiednim tempie – łatwo tutaj przeoczyć, że mały uczeń nie radzi sobie tak, jak powinien i nie przełamuje kolejnych barier na drodze do płynnego mówienia. Pamiętajmy także, że dowiedziono naukowo, że rozmawianie z osobami na tym samym, niedoskonałym poziomie językowym jest bardzo ważne w procesie oswajania się z mówieniem w innym języku.
Obecnie podaż szkół językowych jest dosyć duża, a ich oferta szeroka, więc łatwiej znaleźć szkołę blisko siebie i w dogodnych godzinach. Warto poszukać dobrej metody, która jest dostępna w naszym mieście – Teddy Eddie gości już niemal w całej Polsce, więc duża szansa, że najbliższe akredytowane centrum jest tuż za rogiem. Trzeba od początku postawić na systemową, przemyślaną pracę nad językiem, w sposób, który Twoje dziecko pokocha. Konkluzja może więc być tylko jedna: w grupie siła!
Autorką artykułu jest Sonja Górniak – absolwentka Iberystyki na Uniwersytecie Warszawskim. Była kursantką na Uniwersytecie w Cambridge, tam też zdobyła dyplom Proficiency. Przez lata specjalizowała się w kursach in-company, a zupełnym przypadkiem kilka ładnych lat temu zaczęła uczyć dzieci, i okazało się, że pokochała to całym sercem. Obecnie jest metodykiem Edu Bears i od kilku lat szkoli, nadzoruje i inspiruje do praktykowania uważności lektorów.