Cenimy prywatność użytkowników

Używamy plików cookie, aby poprawić jakość przeglądania, wyświetlać reklamy lub treści dostosowane do indywidualnych potrzeb użytkowników oraz analizować ruch na stronie. Kliknięcie przycisku „Akceptuj wszystkie” oznacza zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookie.

27 maja 2024

Czym skorupka za młodu nasiąknie…

Jesienno-zimowe miesiące, wczesny zmierzch i deszczowa pogoda zdecydowanie nie sprzyjają motywacji do nauki języka obcego, szczególnie jeśli wiąże się ona z opuszczeniem domowego ciepełka i przejazdem na drugi koniec miasta, na zajęcia do szkoły językowej. Co roku, jako lektor i metodyk, obserwuję, że okres od listopada do mniej więcej lutego to czas kiedy dzieciom chwilowo się „odechciewa.” Rodzice też bardziej skłonni są ulec marudzeniu swoich pociech i odpuścić. Następuje wyraźny spadek motywacji wśród klientów, tych małych i dużych. Nasza w tym wielka rola, jako lektorów, aby temu zapobiegać.

To, że zajęcia muszą być atrakcyjne, ciekawe i zaskakujące, a relacje z dziećmi ciepłe, otwarte i szczere to oczywiste, natomiast dbanie o motywację poza salą lekcyjną i to dwubiegunowo, od strony dziecka i rodzica, to już często „wyższa szkoła jazdy.” W moim przekonaniu stały postęp językowy wśród najmłodszych osiągniemy tylko w przypadku, gdy dzieci wystawione będą na regularny kontakt z językiem, będą nim otaczane jak najczęściej, nie tylko podczas zajęć (stąd tytuł dzisiejszego wpisu – czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na pewno nas zaskoczy w dalszych etapach edukacji ;-). Nie wyobrażam sobie kursu językowego dla najmłodszych, który nie oferuje nagrań do słuchania w domu. Natomiast samo oferowanie nawet najcudowniejszej płyty nic nie da, musimy stale przypominać dzieciom, a przede wszystkim rodzicom, o używaniu jej w domu. Motywacja do tego, szczególnie w tym zimowym, ponurym okresie wyraźnie spada i nawet dzieci, po początkowej euforii czasami zaczynają po prostu mieć dość, czuć przesyt i otwarcie mówić „nie chcę!”

Miałam ostatnio kilka takich zgłoszeń od rodziców i miałam taka sytuację… we własnym domu. Tak, właśnie pod moim nosem, wielki fan misia Eddiego zmienił się nagle w małego buntownika i naprawdę sporo się nagimnastykowałam, żeby słuchanie nagrań nie umarło śmiercią naturalną. Chętnie podzielę się swoimi pomysłami, z nadzieją, że będziecie, drodzy lektorzy, podsuwać te pomysły rodzicom zgłaszającym ten sam problem. Co robić, gdy obserwujemy wyraźny bunt na domowy angielski?

ODPUSZCZAMY

Pierwsze co zrobiłam wyczuwając przemęczenie materiału to odpuściłam na jakiś tydzień, dwa. Po prostu jak nie, to nie, przeczekamy. Nic na siłę, w końcu zatęskni.

Jako, że odpuszczanie na dłuższa metę nie jest jednak w moim stylu, to wzięłam dziecko…

Z ZASKOCZENIA

Czyli zaczęłam przemycać nagrania w momentach innych niż do tej pory, zawsze słuchaliśmy płyt po prostu w pokoju syna, a teraz:

  • zaczęłam włączać nagrania w drodze do przedszkola, to tylko 5 minut, akurat tyle, że nie zdążył zaprotestować,
  • przeniosłam odtwarzacz do pokoju dziennego i urządzaliśmy sobie rodzinną dyskotekę z szalonymi tańcami,
  • odtwarzałam nagrania podczas kąpieli, w tle.

COŚ ZA COŚ

Umawiałam się czasem z moim 3 latkiem, że jak przesłucha 5 nagrań, które wybiera mama, to potem może już słuchać / oglądać cokolwiek innego (mama zawsze wybierała Teddy Eddie, a syn był akurat w fazie Świnki Peppy).

WOLNOŚĆ WYBORU

Mimo, że kurs wyznacza dokładnie, którego fragmentu płyty powinno się słuchać w domu, to zostawiałam dziecku wolność wyboru. Czasami słuchaliśmy skocznej „Pizza and spaghetti” około 30 razy z rzędu… no cóż…

ZADANIE DOMOWE

Bardzo pomagało gdy pod koniec zajęć lektorka syna „zadawała” maluchom pracę domową, polegającą właśnie na przesłuchaniu konkretnej bajeczki czy piosenki. Bo o ile ze zdaniem mamy się dyskutuje, to zdanie Pani z Angielskiego zakrawa o świętość. I tutaj mała sugestia dla Was drodzy lektorzy: warto w czasie kolejnych zajęć podpytać dzieci, czy „odrobiły swoje zadanie domowe” i nagrodzić je za to szczerą pochwałą, przybiciem złotej piątki, czy radosnym fikołkiem klasowej maskotki, jeśli potwierdzą. Bardzo to zadziała na wyobraźnię maluszków, które zapomniały o „zadaniu.”

POMOCNE TECHNIKALIA

Świetnie jeśli lektor czasami dodatkowo się wysili i wręczy dzieciom (a w zasadzie rodzicom) tabelki motywacyjne z wypisanymi dniami tygodnia. Zadaniem dziecka będzie rysowanie przy każdym dniu symbolu, oznaczającego, że płyta została przesłuchana (może to być uśmiechnięta buźka, ucho, gwiazdka, cokolwiek). Ważne, żeby potem sprawdzić te tabelki i odpowiednio nagrodzić / pochwalić dzieci.

Nasze pomysły i sugestie bezpośrednio wpływają na motywację rodziców, ich zaangażowanie na efekty nauczania, a to wpływa na zadowolenie z kursu wszystkich trzech stron – dziecka, rodzica i nas, lektorów. Bo przecież uczymy po to aby były efekty!

PS. Ja jestem po dwumiesięcznej batalii na temat słuchania płyty, w tym tygodniu ostatecznie i z bardzo wielką siłą miłość do Misia powróciła. Według mnie przyczyniła się do tego lekcja otwarta, podczas której okazało się, że mój maluszek radzi sobie świetnie, osłuchanie w domu naprawdę zdaje rezultaty. Dostał on ogromny zastrzyk głośno i szczerze wyrażanej rodzicielskiej dumy, zatem uznał, że angielski jest świetny i właściwie to chce chodzić na zajęcia codziennie, a płyty słuchać non stop (co za zmiana!). Natomiast co jeszcze chcę dodać to cudowny fakt, że lektorka pochwaliła po lekcji… rodziców! Za upór, konsekwencję i tym samym wkład w edukację dziecka. I mimo, że ja często stoję po drugiej stronie i znam te wszystkie techniki 😉 to poczułam się naprawdę świetnie! Drodzy lektorzy, chwalcie nie tylko dzieci, ale też zaangażowanych rodziców!

If you like this article, please share!