24 maja 2024
Jak zapytacie który moment z tegorocznych zajęć najbardziej zapadł mi w pamięć to chyba chwila, gdy w grupie 5-6 latków stanęłam sobie z boku, wyciągnęłam telefon i zaczęłam nagrywać uczniów, którzy pracowali w pocie czoła, mówili po angielsku i niemal zupełnie zapomnieli o moim istnieniu. Piękna chwila – brakowało mi chyba tylko… kawki…
Chcecie zobaczyć ten moment? Zapraszam: https://youtu.be/vqbx4moDGBk
Na zajęciach panuje lekki chaos, więc tłumaczę co się dzieje:
Poradzili sobie świetnie, bawili się cudownie i przez dobre 5 minut (przerwałam zabawę zanim entuzjazm opadł, żeby nie zmęczyć materiału i żeby chcieli powrócić do tego ćwiczenia na jednej z kolejnych lekcji) mówili do siebie po angielsku powtarzając mnóstwo słownictwa i operując pełnymi zdaniami. Co więcej zauważyłam, że oprócz wzorcowego zdania „I like (strawberries)” zaczęli zadawać sobie pytania, np. „Do you like (strawberries)?” czasami mówili też „I don’t like (strawberries).” jeśli np. trafili na krzesło, gdzie nie było niczego co lubią. Można powiedzieć, że prowadzili prawdziwą, naturalną (dość prostą, ale jednak) rozmowę po angielsku! A mają dopiero 5-6 lat i uczą się od kilku miesięcy (we wrześniu 2016 to była grupa tzw. „funkiel-nówka”). Byłam z nich strasznie dumna i oczywiście po zakończeniu ćwiczenia im to zakomunikowałam, uświadomiłam im co się stało (rozmawiali po angielsku! bez mojej pomocy!) i pogratulowałam. Nie dostali żadnej nagrody typu naklejka czy pieczątka, ale mam wrażenie, że urośli o kilka centymetrów.
Nie zawsze na zajęciach, nawet z tak małymi dziećmi, nauczyciel musi być centralnym punktem odniesienia, nie zawsze musi wszystko, każde słowo, każdy moment lekcji totalnie kontrolować, często o tym zapominamy. Z początkowego chaosu i zamieszania rodzi się prawdziwa komunikacja. Delegowanie zadań i uprawnień małym (i nie tylko małym!) uczniom uczy ich samodzielności, niezależności, a w dalszej perspektywie przejęcia odpowiedzialności za swoją naukę. Buduje też motywację wewnętrzną i pewność siebie. Zatem to nie moje lenistwo czy chęć wypicia kawki na boku spowodowała, że „puściłam ich wolno” w tym momencie lekcji. To bardzo głęboko przemyślana decyzja.
Na koniec jeszcze kilka złotych rad, co pomogło doprowadzić moich uczniów do tego, że potrafili tak pięknie pracować, że to ćwiczenie w ogóle wypaliło:
Dajcie znać w komentarzach co sądzicie o delegowaniu zadań i uprawnień w grupach dziecięcych? Stosujecie? Wychodzi? Widzicie tego sens? Jeśli zgadzacie się z moimi przekonaniami to będzie mi również bardzo miło jeśli udostępnicie posta, może skorzystają inni lektorzy. Jeśli się nie zgadzacie to również można udostępnić 🙂