Cenimy prywatność użytkowników

Używamy plików cookie, aby poprawić jakość przeglądania, wyświetlać reklamy lub treści dostosowane do indywidualnych potrzeb użytkowników oraz analizować ruch na stronie. Kliknięcie przycisku „Akceptuj wszystkie” oznacza zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookie.

24 maja 2024

Doceniajmy dziecięce głupotki!

Prowadzę w tym roku bardzo aktywną, zdolną i energiczną grupę przedszkolaków. Czasami muszę się nieźle nagimnastykować, żeby utrzymać ich w ryzach, ale nie zamieniłabym ich na inną ekipę, gdyż dają mi to co chyba my lektorzy lubimy najbardziej: szybkie i widoczne postępy, namacalne efekty naszej pracy. Moja grupa maluchów, z którą zaczęłam pracować około 6 miesięcy temu, już próbuje się ze mną SPONTANICZNIE KOMUNIKOWAĆ wykorzystując poznane słówka i środki językowe oraz… swoją wyobraźnię (a ta, jak wiadomo, w wieku lat pięciu, sześciu, nie ma granic).

Postanowiłam pokusić się na analizę tych szybkich postępów i według mnie trzy główne czynniki sprawiają, że dzieci zaczynają używać języka obcego jako narzędzia do komunikacji (a jest to zawsze mój nadrzędny cel w nauczeniu, bo co nam z dziesiątek mechanicznie zakojarzonych słówek, z których dziecko nie jest w stanie zbudować zdania, ani zastosować w odpowiednim kontekście?

1. NO POLISH

Konsekwentnie trzymamy się zasady „NO POLISH.” Na zajęciach dzieci nie mogą mówić po polsku, no chyba, że ładnie poproszą: „Can I speak Polish?” Oczywiście jak się pewnie domyślacie jest to pytanie, które opanowują perfekcyjnie jako jedno z pierwszych. Bardzo szybko też ich ogromna potrzeba komunikacji sprawia, że pojawiają się małe perełki typu:

S: Can I speak Polish?
T: No, I’m sorry, not now.
S: Yyyy… Teacher, teacher… I’m toilet.
T: You mean: Can I go to the toilet?
S: YES!

2. ROBOCZY HAŁAS

Nasze lekcje nie są ciche. Staram się tak planować zajęcia, aby zawsze była interakcja nie tylko między mną, a grupą, ale również między uczniami. Dlatego moje sześciolatki pracują w parach, bawią się w zabawy wymagające współpracy w grupie, czasami nawet urządzamy „bezpieczną rywalizację” (czyli rywalizację w grupach zakończoną remisem). Na zajęciach bywa wtedy głośno i nawet jeśli czekający pod drzwiami rodzice pytają co się działo, to odpowiadam: „Proszę Państwa, Wasze dzieci prowadziły swoje pierwsze rozmowy po angielsku!” Rozmowy wyglądają mniej więcej tak (przykładowy dialog między uczniami podczas zabawy w restaurację):

S1: Hello.
S2: Hello.
S1: Please tomato soup.
S2: No tomato soup. Igor kupił.
S1: Please ice cream.
S2: This?
S1: Yes. Thank you! Bye bye!

Jak widać nie zawsze do końca poprawnie, nie zawsze w 100% po angielsku, ale sukces komunikacyjny jest pełny! No i umówmy się – w ten sposób dziecko jest już w stanie poradzić sobie za granicą 😉 Grunt to się nie bać i działać, a każda odegrana podczas zajęć scenka powoduje wzrost nie tylko uczniowskiej kompetencji językowej (szczególnie jeśli czujny lektor co nieco wyłapie i poprawi), ale również pewności siebie.

3. GŁUPOTKI

To zdecydowanie motywuje moje dzieci najbardziej! Dbam o to, aby na naszych lekcjach pojawiało się bardzo dużo DZIECIĘCEGO humoru. A co podoba się dzieciom? Często zupełnie inne rzeczy niż nam, dorosłym. Hitem w mojej grupie w tym roku jest słowo UNDERPANTS, czyli po prostu majtki. Poznaliśmy je podczas nauki słówek związanych z ubieraniem się i zdecydowanie rozkręciło ono moją grupę. Często odbywamy takie dialogi:

T: What are you wearing?
S1: I’m wearing underpants! Ha ha ha.
T: Ask Tomek.
S1: Are you wearing underpants?
S2: No, I’m not! Ha ha ha.
T: Ask Zosia: What coulour….
S3: What colour are your underpants? Ha ha ha…

Śmiechu co niemiara, eksplorujemy te majtki w kółko, a tymczasem dzieci nie zdając sobie z tego sprawy, posługują się czasem Present Continuous i utrwalają nie tylko zdania twierdzące, ale także przeczenia i pytania! Oczywiście poznajemy również inne części garderoby, ale tak długie i skomplikowane dialogi interesują ich tylko z wiadomo czym… Kurtki i spodnie – nuda, majtki rządzą!

Drugim rodzajem „kontrolowanych głupotek” jakie praktykuję na zajęciach jest łączenie słów z różnych działów, które na pozór do siebie nie pasują, w zabawny (dla dzieci) sposób. Jakiś czas temu poznaliśmy czasownik CAN i utrwalaliśmy zdania z jego użyciem. Siedzieliśmy w kółeczku, a ja zamodelowałam pytanie łączące poznane przez dzieci czasowniki i przedmioty w klasie:

T: Jaś, can you sleep on the clock?
S1: Ha ha ha! No, I can’t!
T: Ask Tosia.
S1: Can you jump on the window?
S2: No! Can you fly on a vacuum cleaner?
S3: No!!! Can you sleep in a bin?

I tak dalej…. I zapewniam, że mogą tak długo.

Warto czasami lekko odpuścić i zamiast wojskowej musztry pozwolić dzieciom na nieco szaleństwa, wolności, „roboczego hałasu.” Na dziecięce głupotki. Na pewno nas zaskoczą tym jak pięknie i kreatywnie są już w stanie posługiwać się językiem obcym!