23 maja 2024
Człowiek jako gatunek jest bez wątpienia wyjątkowo „grupolubny”. Środowisko naturalne kształtowało naszych przodków przez setki tysięcy lat w kierunku doskonalenia kompetencji wymiany informacji oraz ścisłej współpracy i wzajemnego wsparcia. W rozrastających się dzięki temu mózgach rozwijały się struktury i procesy związane z pozagenetyczną formą przekazu informacji, którą jest u nas przede wszystkim język. Stare, służące innym celom części ośrodkowego układu nerwowego łączą się u ludzi w nowy, wyjątkowy sposób, który zapewnia kompetencje w tym zakresie. Jednak kiedy przychodzą na świat, mózgi naszych dzieci nie są całkowicie zaprogramowane w tych obszarach. Genetyczne wyposażenie tworzy jedynie swego rodzaju potencjał językowy, który musi zostać zrealizowany pod wpływem bodźców środowiskowych i to na bardzo wczesnych etapach rozwoju.
Badania wykazują, że zdolność do używania mowy kształtuje się już w kilkudziesięciu pierwszych miesiącach życia. To ten właśnie okres jest w znacznym stopniu decydujący. Stare struktury wiążą się w nowy sposób pod wpływem bodźców w postaci słuchanych przez dziecko wypowiedzi ludzi z jego otoczenia. To jakość komunikatów językowych kierowanych w tym czasie w stronę dziecka (i w jego obecności do innych ludzi) ma ogromny wpływ na jego późniejsze kompetencje językowe.
Nie oznacza to oczywiście, że w kolejnych okresach życia doświadczenia związane z językiem nie mają już znaczenia, po prostu potem zmiany zachodzące w mózgu nie są już w tym zakresie tak silne.
Społeczny charakter środowiska spowodował także konieczność pojawienia się w mózgach ludzi mechanizmów zdolnych do odczytywania stanów emocjonalnych osób z naszego otoczenia. Odkryto je w ostatnich dekadach XX wieku i nazwano mechanizmami lustrzanymi. Ogólną zasadę ich działania opisuje się jako zdolność mózgu osoby obserwującej działanie innych do wchodzenia w stany, jakie miałyby w nim miejsce, gdyby obserwowaną czynność wykonywał sam obserwator. Przykładowo, kiedy widzimy biegnącego człowieka, nasze mózgi wykazują w korze ruchowej aktywności związane z bieganiem. Kiedy widzimy śmiech, uaktywniają się adekwatne ośrodki emocji i tak dalej. W efekcie mechanizmy lustrzane pozwalają nam interpretować i rozumieć zachowania innych ludzi, a nawet je przewidywać. To te właśnie mechanizmy czynią z nas istoty empatyczne, a ich rozwój u naszych przodków był w znaczącym stopniu odpowiedzialny za sukces ewolucyjny naszego gatunku.
Okazało się jednak, że sama obserwacja innych nie wystarcza, żeby przekazać złożone informacje, które są niezbędne do rozwoju ludzkich społeczności. Pojawiła się potrzeba czegoś bardziej informacyjnie pojemnego i precyzyjnego. Rozwiązaniem okazał się zbiór sygnałów, które ostatecznie złożyły się na ludzki język.
Co szczególnie ciekawe, najnowsze badania wskazują, że bodźce językowe wykorzystują w znacznym stopniu stare podłoże w postaci mechanizmów lustrzanych. Okazało się, że mózgi osób słuchających opowieści zachowują się tak, jakby słuchacze widzieli zachodzące zdarzenia, czyli tak, jakby uczestniczyli w nich sami.
Język jest więc sposobem na zdobywanie doświadczeń, które są swego rodzaju „protezami” bezpośredniego doświadczenia. Słuchając opowieści, przeżywamy coś, co w innym przypadku wymagałoby bezpośredniego uczestnictwa. W ten sposób niejako pokonujemy granice czasu i przestrzeni. Nic więc dziwnego, że opowieści tak bardzo nas przyciągają. Nawet nasza pamięć jest na nie szczególnie wrażliwa. Ślady pamięciowe powstają sprawniej wtedy, kiedy fakty powiązane są w opowieść, niż kiedy próbujemy je przyswoić jako izolowane informacje. To oznacza, że opowieść jest rodzajem doświadczeń, które stają się naszym udziałem, ale bez ponoszenia ryzyka, które musiałoby towarzyszyć opisywanym zdarzeniom, gdyby trzeba je było przeżyć bezpośrednio.
Opowieść cenna dla odbiorcy, to taka, która wykorzystuje opisany mechanizm. Tworzy protezy doświadczeń bez konieczności ich bezpośredniego przeżywania (a to oznacza, że im bardziej ryzykowne są te doświadczenia, im bardziej nieprawdopodobne, tym lepiej, bo tym trudniej byłoby je zdobyć inaczej). Opowieść może, i powinna, być czasami oderwana od praw i prawd bezpośredniego doświadczenia, bo pozwala na wywołanie w mózgu stanów niedostępnych w doświadczeniu. Opowieść cenna dla odbiorcy to ryzyko oswojone.
Rozumienie powyższych faktów jest szczególnie istotne dla ludzi zajmujących się edukacją w zakresie języka. Wejście w świat przedstawiony, na przykład baśni, jest nie tylko doświadczeniem, ale i, szczególnie w przypadku pierwszych kilku lat życia dziecka, sposobem na doskonalenie struktur mózgu odpowiedzialnych za jakość kompetencji językowych.
Oczywiście w tym miejscu pojawia się pytanie o jakość i rodzaj przekazu kierowanego w stronę najmłodszych i to nie tylko w kontekście edukacji językowej jako takiej. Potencjał wyobraźni, jej ograniczenia, zdolność do wyobrażania sobie świata innym niż jest, i co za tym idzie – gotowość na zmiany – wszystko to ma swoje korzenie w językowym przekazie dostępnym dziecku. Pojawiają się kolejne pytania i kolejne problemy do rozwiązania. Szczególnie dobrze ujął je już w latach trzydziestych ubiegłego wieku J.R.R. Tolkien w eseju „Drzewo i liść”, w którym pisał o swoistej „magii przymiotników”. Jakość języka baśni, jak widać także z neurobiologicznej perspektywy, ma ogromny wpływ na jakość ludzkiego świata… Ale to już nieco inna historia.
Autorem artykułu jest prof. Marek Kaczmarzyk – Biolog, neurodydaktyk i memetyk, nauczyciel i wykładowca, autor artykułów i książek z zakresu biologicznych i memetycznych kontekstów kształcenia oraz podręczników i programów szkolnych. Specjalista w zakresie ewolucyjnego, neurobiologicznego i memetycznego podłoża procesów uczenia się, nauczania i wychowania.